Chłodnik z ogórków
Przyszły ciepłe dni, w zasadzie całkiem przyjemna pora roku. No chyba, że akurat będzie ten moment (który ostatnio jest co roku), że pogoda oszaleje i zamiast przyjemnych 25 stopni będzie jakieś tysiąc. I to w cieniu. Wtedy jest sytuacja zgoła odwrotna od tej zwanej przyjemną. W każdym razie – zmierzając do brzegu – w te ciepłe najbliższe dni czekają mnie dwie rzeczy: przyjemna i nieco mniej przyjemna. Zacznijmy od tej drugiej. Otóż czekam tylko na weekend żeby zacząć sadzić krzaki. Znaczy się tuje. I to nie dlatego, że jestem wielkim miłośnikiem tych chaszczy. Po prostu jest wyższa konieczność, o której być może kiedyś Wam opowiem. Bo sympatią to tych krzaków nie darzę żadną.
Tuja, zwana także thują, żywotnikiem, cmentarnym zielem lub po prostu chujem, to jeden z niewielu gatunków drzew, którymi gardzę i przeciwko sadzeniu którego prowadzę małą i nieco bezsensowną krucjatę, bo tak.
Zarówno pochodzący z Ameryki żywotnik zachodni, jak i azjatycki żywotnik wschodni (oraz dziesiątki ich odmian i krzyżówek) są w Polsce, z nieznanych dla mnie powodów, bardziej popularne niż przemoc domowa, radość z cudzego nieszczęścia oraz skoki narciarskie.
Tuje w dużych grupach, sadzone zazwyczaj w szpalerach lub jako żywopłoty (prawie nigdy jako solitery), osłaniają ziemskie posiadłości Polan przed zawistnym i zazdrosnym wzrokiem sąsiadów, którzy mogliby zobaczyć jaki mamy w ogródku burdel, albo że w tajemnicy przed fiskusem hodujemy króliki w zardzewiałym wraku ciężarówki Star z budą, w której czasem nieobyczajnie oddajemy się ryzykownym zachowaniom seksualnym z córką ajenta pobliskiego sklepu wielobranżowego w roli głównej.
Tak, kochanie. Pierdolnijmy brzydką chałupę pośrodku nieurodzajnego klepiska, a potem otoczmy i zamaskujmy ją tujami. Nikt się nie pokapuje, że tu mieszkamy. Chuj z tym, że zimozielony szpaler cisowy czy jałowcowy wygląda jakoś fajniej i lepiej skleja się z polskim krajobrazem niż przywleczony z zamorskich krain antropofit pasujący do mazowieckiego krajobrazu jak baobab albo palma daktylowa - pierdolnijmy te tuje Grażyna, bo szybko rosną, są odporne na grzyba, robactwo i inne liszaje, zanieczyszczenia i ścieki, a rośnie toto na byle czym, proszę ja ciebie. Nieważne, że tuja śmierdzi aż głowa pęka, że lęgną się w niej kleszcze, a pszczoły omijają ją z daleka. Znajomy szkółkarz, który nienawidzi tych tuj jeszcze bardziej niż ja, tłumaczył mi się kiedyś po pijaku wysmarkując łzawe gluty w rękaw: "nieważne ile tego gówna mam, oni i tak wykupią kurwa wszystko."
Pamiętam też doskonale okładkę czasopisma "Przegląd Funeralny" na której uwieczniono ten gatunek jako idealny do cmentarnych nasadzeń. Albowiem tuja o każdej porze roku wygląda tak samo. Omija ją krąg życia drzewom przynależny - puszczanie pąków, zmiana barwy, opadanie liści i cała masa tych drzewiastych czynności, które sprawiają, ż drzewa są drzewami. Inne zimozielone iglaki się zmieniają - a tuja ni chuja. Wiosenne kitki przyrostów czy jesienne szyszki znikają w jej płaskich gałęziach i podejrzanie łuskowatych nibyigłach. Tuja trwa jak nagrobny pomnik, zawsze taka sama, sztuczna i nieżywa jakby.
Szczególną pogardą darzę odmianę Szmaragd - intensywnie nasyconą zielonością tak koszmarną, iż krzaczek wydaje się zrobiony z plastiku. Z kolei Thuja occidentalis Aurescens, odmiana żywotnika o idiotycznie stożkowatym pokroju śmieszy mnie przepotwornie, bo wygląda jak plugin analny w maskowaniu zombie.
Ale najbardziej ohydne są tuje przycinane i formowane. Izabela xieżna Czartoryska napisała kiedyś, że "przymuszone kształty w drzewach, podług mnie są obrzydliwemi. Obcinane w kolumny, w gałki, czyli rozciągane w wachlarze, żadnego miejsca nie zdobią." I ja z panią księżną w tej materii pozwolę sobie się zgodzić.
Tak, tuja nie klęka przy przycinaniu, rośnie szybko, nie zrzuca liści na zimę i jest odporna na syf wszelaki, poza długotrwałą suszą jedynie. Bardzo surwiwalowe drzewko, prawda?
Ta pozorna i nienaturalna żywotność żywotnika sprawiła jednak, że stał się on obiektem zainteresowania homeopatów. Uwaga, uwaga: niektórzy szarlatani pseudomedycyny twierdzą, że rozcieńczony po milionkroć wywar z tuji wspomaga leczenie uzależnień i złych nawyków rekreacyjnych ze szczególnym wskazaniem na seks, wódę i dżojnty oczywiście.
W moim prywatnym systemie wartości jest to wystarczający powód, by od tuji trzymać się możliwie jak najdalej.
No tak, ale wspominałem, że dwie rzeczy mnie czekają. Druga jest o wiele bardziej przyjemna. A jest nią właśnie ten chłodnik z ogórków, na który przepis przytaczam Wam poniżej.
4 ogórki kiszone
2 pęczki rzodkiewek
10 małych młodych ziemniaków
2 cebule dymki
pęczek szczypiorku
pęczek koperku
800 g jogurtu naturalnego
3 ząbki czosnku
2 łyżki oliwy z oliwek
sól, pieprz
3 długie ogórki bez obierania blendujemy razem z czosnkiem i jogurtem. Przekładamy do miski. Pozostałego ogórka, ogórki małosolne i rzodkiewki ścieramy na tarce o dużych oczkach. Przekładamy do tej samej miski. Koperek, szczypiorek i dymkę drobno szatkujemy i też przekładamy do miski. Dodajemy sól, pieprz, oliwę, ugotowane ziemniaki i dokładnie mieszamy. Wkładamy do lodówki na godzinę lub dwie. Po tym czasie chłodnik nadaje się do jedzenia.
Smacznego!
Polecamy również nasz przepis na chłodnik litewski.
Tuja, zwana także thują, żywotnikiem, cmentarnym zielem lub po prostu chujem, to jeden z niewielu gatunków drzew, którymi gardzę i przeciwko sadzeniu którego prowadzę małą i nieco bezsensowną krucjatę, bo tak.
Zarówno pochodzący z Ameryki żywotnik zachodni, jak i azjatycki żywotnik wschodni (oraz dziesiątki ich odmian i krzyżówek) są w Polsce, z nieznanych dla mnie powodów, bardziej popularne niż przemoc domowa, radość z cudzego nieszczęścia oraz skoki narciarskie.
Tuje w dużych grupach, sadzone zazwyczaj w szpalerach lub jako żywopłoty (prawie nigdy jako solitery), osłaniają ziemskie posiadłości Polan przed zawistnym i zazdrosnym wzrokiem sąsiadów, którzy mogliby zobaczyć jaki mamy w ogródku burdel, albo że w tajemnicy przed fiskusem hodujemy króliki w zardzewiałym wraku ciężarówki Star z budą, w której czasem nieobyczajnie oddajemy się ryzykownym zachowaniom seksualnym z córką ajenta pobliskiego sklepu wielobranżowego w roli głównej.
Tak, kochanie. Pierdolnijmy brzydką chałupę pośrodku nieurodzajnego klepiska, a potem otoczmy i zamaskujmy ją tujami. Nikt się nie pokapuje, że tu mieszkamy. Chuj z tym, że zimozielony szpaler cisowy czy jałowcowy wygląda jakoś fajniej i lepiej skleja się z polskim krajobrazem niż przywleczony z zamorskich krain antropofit pasujący do mazowieckiego krajobrazu jak baobab albo palma daktylowa - pierdolnijmy te tuje Grażyna, bo szybko rosną, są odporne na grzyba, robactwo i inne liszaje, zanieczyszczenia i ścieki, a rośnie toto na byle czym, proszę ja ciebie. Nieważne, że tuja śmierdzi aż głowa pęka, że lęgną się w niej kleszcze, a pszczoły omijają ją z daleka. Znajomy szkółkarz, który nienawidzi tych tuj jeszcze bardziej niż ja, tłumaczył mi się kiedyś po pijaku wysmarkując łzawe gluty w rękaw: "nieważne ile tego gówna mam, oni i tak wykupią kurwa wszystko."
Pamiętam też doskonale okładkę czasopisma "Przegląd Funeralny" na której uwieczniono ten gatunek jako idealny do cmentarnych nasadzeń. Albowiem tuja o każdej porze roku wygląda tak samo. Omija ją krąg życia drzewom przynależny - puszczanie pąków, zmiana barwy, opadanie liści i cała masa tych drzewiastych czynności, które sprawiają, ż drzewa są drzewami. Inne zimozielone iglaki się zmieniają - a tuja ni chuja. Wiosenne kitki przyrostów czy jesienne szyszki znikają w jej płaskich gałęziach i podejrzanie łuskowatych nibyigłach. Tuja trwa jak nagrobny pomnik, zawsze taka sama, sztuczna i nieżywa jakby.
Szczególną pogardą darzę odmianę Szmaragd - intensywnie nasyconą zielonością tak koszmarną, iż krzaczek wydaje się zrobiony z plastiku. Z kolei Thuja occidentalis Aurescens, odmiana żywotnika o idiotycznie stożkowatym pokroju śmieszy mnie przepotwornie, bo wygląda jak plugin analny w maskowaniu zombie.
Ale najbardziej ohydne są tuje przycinane i formowane. Izabela xieżna Czartoryska napisała kiedyś, że "przymuszone kształty w drzewach, podług mnie są obrzydliwemi. Obcinane w kolumny, w gałki, czyli rozciągane w wachlarze, żadnego miejsca nie zdobią." I ja z panią księżną w tej materii pozwolę sobie się zgodzić.
Tak, tuja nie klęka przy przycinaniu, rośnie szybko, nie zrzuca liści na zimę i jest odporna na syf wszelaki, poza długotrwałą suszą jedynie. Bardzo surwiwalowe drzewko, prawda?
Ta pozorna i nienaturalna żywotność żywotnika sprawiła jednak, że stał się on obiektem zainteresowania homeopatów. Uwaga, uwaga: niektórzy szarlatani pseudomedycyny twierdzą, że rozcieńczony po milionkroć wywar z tuji wspomaga leczenie uzależnień i złych nawyków rekreacyjnych ze szczególnym wskazaniem na seks, wódę i dżojnty oczywiście.
W moim prywatnym systemie wartości jest to wystarczający powód, by od tuji trzymać się możliwie jak najdalej.
No tak, ale wspominałem, że dwie rzeczy mnie czekają. Druga jest o wiele bardziej przyjemna. A jest nią właśnie ten chłodnik z ogórków, na który przepis przytaczam Wam poniżej.
PRZEPIS NA CHŁODNIK Z OGÓRKÓW
Chłodnik z ogórków – składniki:
4 długie zielone ogórki4 ogórki kiszone
2 pęczki rzodkiewek
10 małych młodych ziemniaków
2 cebule dymki
pęczek szczypiorku
pęczek koperku
800 g jogurtu naturalnego
3 ząbki czosnku
2 łyżki oliwy z oliwek
sól, pieprz
Chłodnik z ogórków – wykonanie:
Ziemniaki myjemy dokładnie i bez obierania kroimy na pół (jeśli są większe to na ćwiartki) i gotujemy do miękkości.3 długie ogórki bez obierania blendujemy razem z czosnkiem i jogurtem. Przekładamy do miski. Pozostałego ogórka, ogórki małosolne i rzodkiewki ścieramy na tarce o dużych oczkach. Przekładamy do tej samej miski. Koperek, szczypiorek i dymkę drobno szatkujemy i też przekładamy do miski. Dodajemy sól, pieprz, oliwę, ugotowane ziemniaki i dokładnie mieszamy. Wkładamy do lodówki na godzinę lub dwie. Po tym czasie chłodnik nadaje się do jedzenia.
Smacznego!
Polecamy również nasz przepis na chłodnik litewski.
Komentarze
Prześlij komentarz
Dziękuję, że tutaj jesteś. Zostaw komentarz, napisz, co sądzisz o blogu czy o tym konkretnym przepisie. Nie zostawiaj natomiast w komentarzu linków (ani do swojej strony, ani do żadnej innej) - chyba, że kontekst rozmowy tego wymaga. Jeśli interesuje Cię zareklamowanie się na blogu, to po prostu zajrzyj do zakładki "Współpraca".