Print Friendly and PDF

Pierogi z kaszanką

www.chleby.info

Mięsopusty, zapusty, 
Nie chcą państwo kapusty, 
Wolą sarny, jelenie 
I żubrowe pieczenie.

Mięsopusty, zapusty, 
Nie chcą panie kapusty, 
Pięknie za stołem siądą 
kuropatwy jeść będą.

A kuropatwy zjadłszy, 
Do taneczka powstawszy, 
Do tańca małmazują 
i tak sobie popijają.

„Kiermasz wieśniacki”, tekst z początku XVII wieku
    
Odpoczęliście już po sylwestrowych szaleństwach? Cokolwiek robiliście i gdziekolwiek byliście, mamy nadzieję, że bawiliście się doskonale. Było parę tygodni na złapanie oddechu i zabawa trwa dalej, nie ma czasu na odpoczynek, nie ma czasu na zwalnianie tempa. Karnawał trwa! Tak, wiemy, na zabawę i imprezę każda pora jest dobra i właściwa, ale teraz chociaż można mieć jakąś racjonalną wymówkę i usprawiedliwienie naszych harców. 

Karnawał (zwany także zapustami) jest okresem balów, pochodów, maskarad i szeroko pojętej zabawy. Zaczyna się w dniu Trzech Króli (czyli 6 stycznia), a kończy dzień przed Środą Popielcową (czyli we wtorek). Środa Popielcowa bowiem zaczyna wielki post, w czasie którego katolicy się wyciszają i oczekują na nadejście Wielkanocy.

www.chleby.info

A skoro wspomnieliśmy o poście to warto też wspomnieć o samym pochodzeniu karnawału, w ogóle o genezie słowa. Jest kilka wersji pochodzenia, nie bardzo wiadomo, która jest prawdziwa. Prawdopodobnie nazwa „karnawał” pochodzi od włoskiego carne vale, czyli pożegnanie mięsa (tak w nawiązaniu do zbliżającego się postu). Ewentualnie może też pochodzić od słów carne levamen, czyli z mięsa się oczyszczać lub carne avaler – połykać mięso. A sam zwyczaj zabawy wywodzi się ze starożytnej Grecji i Rzymu, z kultu bogini płodności Izydy i boga winnej latorośli Dionizosa. Dlatego też nieodłącznie z karnawałem kojarzą się jedzenie, picia, tańce i frywolna zabawa.

W Polsce karnawał narodził się za czasów szlachty sarmackiej. Wiadomo, szlachta zawsze lubiła się zabawić. Tym bardziej, że życie w wiejskich dworkach nie należało do wybitnie rozrywkowych, ludzie się tam po prostu nudzili (łącza internetowe były wówczas bardzo powolne, a wczesna wersja Facebooka też opornie działała, nie ma więc co się dziwić nudzie). Dlatego właśnie karnawał przypadł Polakom bardzo do gustu i starano się cały jego okres wyprawiając uczty, kuligi z ogniskiem i ogólnie wszelakie zabawy nakierowane głównie na pieczenie mięsa i picie na umór. Największą frajdą był właśnie wspomniany kulig. Była to zabawa wyłącznie stanu wyższego, szlachty. Kuligi były szczegółowo planowane, nie był to spontaniczny poryw szaleństwa. Trzeba było dokładnie opracować trasę. Zabawa polegała na tym, że sanie jeździły od dworku do dworku, w każdym uczestnicząc w obfitej uczcie. W każdym z dworków potrafiono bawić się nawet kilka dni, wymagało to więc starannego przygotowania domu i zaopatrzenia piwniczki (wedle staropolskiego, szlacheckiego „zastaw się, a postaw!”).

Wielogodzinna przejażdżka na mrozie zaostrzała apetyt rozbawionej gawiedzi, więc półmiski zwierzyny, kiełbas, zrazów, szynek, kapusty i ciast błyskawicznie znikały ze stołów. Jednak najważniejszą potrawą był bigos. Porządny, staropolski. Z dziczyzną, wędzonymi śliwkami, winem… A wino się lalo strumieniami, i nie jest to przesada ani metafora. Zabawa trwała do białego rana, a potem zmęczeni biesiadnicy oddalali się na krótki odpoczynek. W okolicach południa czy trochę później zjadano śniadanie połączone z obiadem i albo czekano do wieczora żeby kontynuować zabawę, albo dziękowano za przyjęcie, pito strzemiennego i razem z gospodarzem ruszano do kolejnego dworu. Kuligi przetrwały aż do okresu międzywojennego, chociaż oczywiście wtedy już nie były tak huczne. Po wojnie, w czasach smutnego komunizmu, organizowano je już raczej tylko jako atrakcja dla dzieci (a obecnie – zwłaszcza w górach – jako ciekawostka dla turystów).

Ale w dawnej Polsce świętowali wszyscy, nie tylko szlachta. W miastach urządzano zabawy pod gołym niebem. Zwykle były to barwne pochody maskaradowe. Ludzie zakładali maski, przebierali się i wesoło pląsali w tańcu sunąc przez miejskie ulice.

Z kolei na wsiach ucztowano głównie w karczmach. Po wsiach chodzili ludzie przebrani za zwierzęta (niedźwiedzie, wilki, żubry, kozy, bociany), pląsali w wesołym tańcu, śpiewali, odwiedzali domostwa i zbierali dary. Był to naprawdę radosny czas, wszyscy się przytulali, tańczyli i ogólnie doskonale bawili. Jedli i pili na ile pozwalały ich – raczej skromne – możliwości.

Innym zwyczajem praktykowanym na wsiach – trzeba przyznać dość przykrym – było mocowanie do dębowej kłody tych dziewcząt i chłopców, którzy jeszcze nie stanęli na ślubnym kobiercu lub chociaż się nie zaręczyli. Pośród śmiechów i szyderstw takie kłody były zaciągane do karczmy, gdzie młodzi ludzie musieli się wykupić. Czyli po prostu wszystkim obecnym postawić jadło i napitek. Nieco podobna była zabawa zwana podkoziołkiem. W ostatni wtorek karnawału, przed Środą Popielcową, wszystkie panny ze wsi spotykały się w karczmie i tańczyły ze sobą wrzucając pieniądze na talerz stojący w pobliżu orkiestry. Był to okup za życie w stanie wolnym, a także ofiara w intencji szybkiego zamążpójścia. 

Natomiast na ziemi sandomierskiej i lubelskiej powszechne były tzw. bachuski. Słomianą lalkę lub młodzieńca ubranego w powrozy wożono sankami i zbierano drobne datki lub jedzenie.

Do naszych czasów na ziemi radomskiej przetrwał natomiast zwyczaj zwany ścięciem śmierci. To widowisko sięga XVII wieku, czyli najlepszych czasów dla karnawału. Zainscenizowane jest schwytanie śmierci, potem odbywa się proces, wykonanie wyroku, pogrzeb, a wszystko to jest zwieńczone zabawą do białego rana. Podobny zwyczaj był jeszcze w XIX wieku w Krakowie, tam z kolei ścinano Mięsopusta. Natomiast na Kujawach ścinano (bądź wieszano) grajka (wybaczcie dygresję ale tutaj od razu staje nam przed oczami wiszący na drzewie Kakofoniks z Asteriksa i Obeliksa).

Również do dzisiaj na wsiach na Opolszczyźnie kultywowana jest tradycja wodzenia niedźwiedzia. W tradycji ludowej niedźwiedź jest wcieleniem wszelkiego zła, dlatego zawsze jest prowadzony na uwięzi, nigdy nie jest puszczany wolno. Każda gospodyni powinna zatańczyć z niedźwiedziem (czyli tak naprawdę przebranym mężczyzną) ponieważ wróży to szczęście na cały rok. Natomiast gospodarz zobowiązany jest ugościć niedźwiedzią świtę.

Warto też wspomnieć o obecnej nawet dzisiaj (i bardzo popularnej) tradycji końca karnawału, czyli tłustym czwartku. Jest to ostatni czwartek przed Wielkim Postem. Wówczas spożywa się ogromne ilości pączków i faworków, tak żeby porządnie się najeść przed zbliżającym się okresem postu. Według staropolskich przesądów jeżeli ktoś nie zje w ten dzień ani jednego pączka to w dalszym życiu nie będzie mu się wiodło.

Ogólnie zabaw i zwyczajów karnawałowych było kiedyś mnóstwo. Był to czas zabawy, wszyscy byli dla siebie mili i dzielili się tą radością.

Karnawał obchodzimy także obecnie, jednak zabawy teraz nie są już tak huczne jak niegdyś. Jeszcze w latach 70. i 80. szalone zabawy odbywały się w każdą sobotę karnawału. Bawiono się do samego rana w klubach, restauracjach, instytucjach kulturalnych, albo po prostu w domach na prywatkach. Dzisiaj bawimy się bardziej zachowawczo, w klubach lub na plenerowych koncertach. Teraz zabawy karnawałowe ograniczamy zwykle do zabaw ostatkowych, czyli ostatniego tygodnia karnawału, który rozpoczyna właśnie tłusty czwartek.

Jeżeli chodzi o jedzenie na karnawałowych zabawach to właściwie niewiele się zmieniło, może poza ilością. Formuła „zastaw się, a postaw” szczęśliwie odeszła w zapomnienie. Na stołach wciąż królują dania w stylu bigosu czy czerwonego czystego barszczu z pasztecikami. Do tego dochodzą sałatki, śledzie w każdej możliwej postaci, pieczone mięsa, wędliny, jaja (czy to z majonezem, czy faszerowane), ryby. Więcej się pije wódki, mniej wina. My natomiast przygotowaliśmy dla Was coś specjalnego. Chcieliśmy nawiązać do tradycji, do naszych polskich zwyczajów. Do tego, z czego jesteśmy, jako Polacy, znani. W czasie karnawału trzeba jeść dużo i smacznie, by w czasie postu mieć co wspominać. Dlatego też chcielibyśmy zaproponować Wam coś, czego z pewnością jeszcze nie jedliście, a co – z całą pewnością – spróbować powinniście. My znamy ten przysmak doskonale i gwarantujemy, że smak Was nie zawiedzie. Mianowicie pierogi z kaszanką. Idealne połączenie polskości z polskością. W czasie polskiej zabawy. Czy czegoś więcej potrzeba?

www.chleby.info

PRZEPIS NA PIEROGI Z KASZANKĄ


Pierogi z kaszanką - składniki


Na farsz:
1 kg kaszanki
2 większe cebule
2 łyżki miodu
sól, pieprz do smaku

Na ciasto:
600 g mąki pszennej
340 g gorącej wody
60 g oleju
1 łyżeczka soli

Pierogi z kaszanką - wykonanie


Robimy farsz: miód zagotowujemy na patelni, dodajemy posiekaną w kostkę cebulę i ją karmelizujemy, dodajemy kaszankę wyjętą z osłonek, doprawiamy dolą i pieprzem i dusimy kilka minut. Odstawiamy do wystygnięcia i przygotowujemy ciasto.

Ciasto na pierogi: mąkę łączymy z solą i olejem i zagniatamy ręcznie bądź w mikserze. Stopniowo dodajemy gorącą wodę. Wyrabiamy aż ciasto będzie gładkie, elastyczne i będzie łatwo odchodziło od ręki. Przykrywamy ściereczką i zostawiamy na 10-15 minut do odpoczęcia.

Ciasto rozwałkowujemy na cienkie placki (nie za cienkie żeby pierogi nie pękały podczas gotowania, tak ze 2 mm będzie dobrze) i szklanką wycinamy kółka. Na środek kładziemy jedną łyżeczkę farszu, składamy ciasto na pół i dokładnie sklejamy. Pierogi odkładamy na deskę obsypaną mąką. Do czasu gotowania przykrywamy ściereczką, aby nie obeschły. Wrzucamy je na osolony wrzątek. Gotujemy przez 1-2 minuty (aż wypłyną na powierzchnię).

Podajemy ze skwarkami z wędzonego boczku lub słoniny.

Smacznego!

Polecamy również nasz przepis na pierogi ruskie.


www.chleby.info

Komentarze

  1. Mega! Dzisiaj leci na testa!

    OdpowiedzUsuń
  2. Połącznie moich dwóch ulubionych dań z dzieciństwa :D Napisałabym co mi zrobiło z mózgiem jak zobaczyłam nazwę dania, ale nie wypada ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój koszmar dzieciństwa! Nie lubiłem ani pierogów, ani kaszanki ;)

      Usuń
  3. A co daje dodanie do kaszanki miodu?

    OdpowiedzUsuń
  4. Te pierogi wyglądają obłędnie, nie wiem czy to kwestia zdjęcia czy są tak smaczene ale muszę to sprawdzić!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przy zdjęciach mamy jedną podstawową zasadę. Zdjęcie musi wyglądać dokładnie tak, jak faktyczne danie. Więc jeśli zachwyca cię zdjęcie, to rzeczywistość będzie identyczna ;)

      Usuń

Prześlij komentarz

Dziękuję, że tutaj jesteś. Zostaw komentarz, napisz, co sądzisz o blogu czy o tym konkretnym przepisie. Nie zostawiaj natomiast w komentarzu linków (ani do swojej strony, ani do żadnej innej) - chyba, że kontekst rozmowy tego wymaga. Jeśli interesuje Cię zareklamowanie się na blogu, to po prostu zajrzyj do zakładki "Współpraca".

Popularne posty