Witajcie sylwestrowo! Mamy nadzieję, że będziecie się dzisiaj dobrze bawić. Bo my zamierzamy :) Ale jeszcze zanim wyruszycie tam, gdzie wyruszyć macie w planach mamy dla was ostatni w tym roku przepis. Ta wędlina co jakiś czas gości u nas w domu. Jest rewelacyjna, a roboty z nią nie ma praktycznie żadnej, robi się sama. To surowa, suszona wędlina, coś na wzór tych parmeńskich. Pokrojona w bardzo cienkie plastry smakuje naprawdę wybornie. My lubimy spożywać ją bez niczego, tak samodzielnie. Po prostu siadamy przed telewizorem, włączamy jakiś film i zjadamy plasterek za plasterkiem. Tak zamiast popcornu.
Ta wędlina przewija się na wielu blogach kulinarnych. Jednak my zrobiliśmy ją nieco inaczej. Właściwie w każdym przepisie jaki znaleźliśmy jest wymagane obtoczenie mięsa w cukrze. Ewentualnie jest też dodatek innych przypraw. My nie widzimy uzasadnienia dla tego cukru, zupełnie nie wiemy po co on tam jest. A skoro nie wiemy to wykluczamy. Poza tym chcieliśmy postawić na minimalizm. Ta wędlina sama w sobie jest tak dobra, że nadmierny dodatek przypraw nic dobrego tutaj nie uczyni. Dlatego też my użyliśmy tylko soli (która akurat jest niezbędna) i ziaren kolendry, które nadały delikatnego dodatkowego smaku. Nic więcej nie jest potrzebne. Poza czasem i pończochą :)
Przejdźmy zatem do przepisu, bo zaraz noc nas zastanie i nowy rok przegapicie.