Print Friendly and PDF

Łosoś na sianie

www.chleby.info

Dzisiaj mam dla Was pewien ciekawy przepis. Łosoś na sianie pieczony w piekarniku. Jeżeli planujecie zaprosić kogoś na randkę do domu i myślicie o tym żeby przygotować coś zjawiskowego, to jest to właśnie ten przepis. Gwarantuję Wam, że to będzie niezapomniane danie. Jeśli randka będzie udana i zaowocuje długoletnim związkiem, to jeszcze wiele lat później będziecie tego łososia wspominać. Ma on jeszcze jedną podstawową zaletę. Właściwie prawie nic nie trzeba przy nim robić. Ryby ogólnie robi się łatwo, ale ten łosoś to już naprawdę robi się sam. Bo przecież lepiej poświęcić czas na samo szykowanie się do randki, niż na siedzenie w kuchni. Jest tylko jedna trudność: musicie zdobyć siano. Nie, nie pieniądze (chociaż te na randce też się przydają, ale tym razem niekoniecznie, bo randka jest w domu), tylko właśnie zwykłe siano. Cóż, jak ma być randka to jednak musicie się trochę wykazać i postarać. Siano być musi. To właśnie ono czyni to danie wyjątkowym. Bez niego to byłby tylko zwykły łosoś jakich wiele. A na randce ma liczyć się właśnie oprawa. Uwierzcie mi, warto się wysilić i tego siana poszukać.

A skoro o randce mowa, to opowiem Wam historię o tym, jak podrywać nie należy. Bo wiecie, ten blog to nie tylko poradnik kulinarny, ale też taki ogólny, życiowy. Bo lepiej uczyć się na cudzych błędach, niż samemu je popełniać.
     

Siedziałem wczoraj lekko wypiwszy przy barze i dosiadła się do mnie taka jakaś loszka, taka 8/10, i bez zbędnego gadania mówi do mnie: postawisz mi drinka?

Ze dwa lata temu wykminiłem sobie, że jak udaję obcokrajowca to mam +42 do śmiałości, bardzo swobodnie gada mi się z dziewczynami, a one też wykazują większe zainteresowanie, bo wiadomo, że jak zza granicy to bogaty.

Więc mówię do niej, że "nie rosumiem po polski" i przeszliśmy na angielski. Zadała mi to samo pytanie, i jako że miałem zajebisty humor, bo wszystkie egzaminy w sesji zaliczone w pierwszym terminie, to powiedziałem "yolo" i się zgodziłem.

Wołam barmana i mówię, że proszę drinka dla tej pani. Barman robi pokaz umiejętności, żongluje butelką, miesza różne kolorowe wynalazki i tak dalej, stawia drinka na bar i mówi: "58 złotych". Co?! - pomyślałem. Za 58 złotych to ja bym sobie życie na nowo ułożył, kurwa. Nawet przy sobie tyle gotówki nie miałem, ostatni raz banknot 100 złotowy widziałem jakoś w październiku 2014, jak babcia rentę od listonosza brała. No ale klamka zapadła, wyciągam kartę i płacę. Na twarzy uśmiech, w duszy ból. Płacę i mówię lasce, że tanio w chuj w tej Polsce, nie to co u nas w Szwecji.

Coś tam gadamy, ona mi smuci, że kiedyś była z koleżankami promem w Karlskronie i że fajne domki czerwone, a ja sobie w myślach liczę jak lepiej mógłbym wydać te pieniądze. Mógłbym kupić 58 czegoś, po złotówce jedno, mógłbym kupić 21 kg cebuli, 40 kg ziemniaków, mógłbym pójść na dziewczyny - może nie najdroższe, ale za to brzydkie.

"...i w Sztokholmie też byłam..." - dziób jej się nie zamyka.

...580 gum turbo, jeśli nadal by kosztowały 10 gr za sztukę, 20 piw, litr stocka, albo jeden drink w tym jebanym klubie...

"...słuchasz mnie, co?..."

Taaa, słucham... Obliczyłem sobie, że zakładając, że takiego drinka można wypić na 30 łyków, to jeden łyk kosztuje 1,93 zł.

- Tak, słucham, pięknie opowiadasz, mogę spróbować tego drinka? Bo fajnie wygląda i chyba sobie też takiego kupię.
Złapałem trzy duże łyki o wartości 5,79 zł.

- Niee, dobre, ale za słodkie, jednak zostanę przy piwie.

Później bardzo fajnie nam się gadało. Na początku pomyślałem, że to jakaś loszka, który żyje z wyłudzania drinków, ale okazało się, że to bardzo fajna dziewczyna. Po jakimś czasie podeszli do mnie kumple (siedzieli cały czas przy stoliku, a ja na podryw do baru poszedłem) i mówią: "chodź, zmieniamy lokal, bo tu drogo". Po polsku! Spalili moją przykrywkę, więc od razu powiedziałem dziewczynie, że czasami udaję obcokrajowca, bo wtedy mi się lepiej ze świnkami gada, na co odparła, że w sumie już dawno się domyśliła, że ją wkręcałem. No w mordę, nie dość, że ładna, to jeszcze inteligenta! Mówię więc: - Imponujące! A w jaki sposób się domyśliłaś?

- Bo Szwed nie mówiłby "kurwa" co drugie słowo.

Patrzcie jaka inteligentna dziewczyna! Jak już wychodziłem to dała mi do siebie numer i takiego soczystego całusa w policzek, ale nie napiszę ani nie zadzwonię do niej, bo nie stać mnie na posiadanie dziewczyny.

Taka to historia. Tak właśnie nie róbcie. To najprostszy sposób do nieposiadania dziewczyny. Lub chłopaka. Więc jeśli stać Was (bo mnie niestety nie) na posiadanie dziewczyny lub chłopaka to raz-dwa zakupujcie łososia, załatwiajcie siano i organizujcie randkę.


PRZEPIS NA ŁOSOSIA NA SIANIE

 

Łosoś na sianie - składniki


filet z łososia
duża garść siana
3 ząbki czosnku
1 cała główka czosnku
4 gałązki świeżego rozmarynu
gruboziarnista sól
grubo mielony pieprz
oliwa
miód gryczany

Łosoś na sianie - wykonanie


Filet z łososia kroimy na mniejsze kawałki. Skóry oczywiście nie zdejmujemy. 3 ząbki czosnku siekamy niezbyt drobno, mieszamy z solą i pieprzem i tą mieszaniną nacieramy wierzch łososia.

Główkę czosnku kroimy poziomo na pół, bez obierania. Na blasze do pieczenia układamy warstwę siana, na niej układamy łososia (skórą w dół oczywiście), a obok kładziemy połówki główki czosnku i gałązki rozmarynu. Rybę i siano lekko skrapiamy oliwą i miodem.

Pieczemy na grzałkach góra-dół w piekarniku nagrzanym do 180 stopni przez 20 minut. Podajemy na stół prosto z piekarnika, razem z blachą. Na jakąś drewnianą deskę naturalnie, bo szkoda stołu.

Smacznego!

Jeszcze jedna rzecz: na zdjęciu, u góry blachy, widzicie takie zawiniątko. To sandacz w pergaminie. Ale to przepis na kolejny raz, to zupełnie inna historia.

Polecamy również nasz przepis na  pieczonego pstrąga w sosie serowym.


www.chleby.info

Komentarze

  1. Pięknie to wygląda! Będę musiała to wypróbować ; )

    OdpowiedzUsuń
  2. koniecznie muszę wypróbować, bardzo jestem ciekawy tego smaku :)

    OdpowiedzUsuń
  3. O łał koniecznie muszę go zrobić łososik mój ulubiony :D

    OdpowiedzUsuń
  4. haha okej! Historia niezła. Dlaczego mówisz, że nie stać cię na dziewczynę.. przecież, niektóre dziewczyny nie potrzebują drinków za 58 zł ani innych drogich rzeczy ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Niewiem co lepsze ,przepisy czy historie:;)zostane jeszcze chwilke ...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Dziękuję, że tutaj jesteś. Zostaw komentarz, napisz, co sądzisz o blogu czy o tym konkretnym przepisie. Nie zostawiaj natomiast w komentarzu linków (ani do swojej strony, ani do żadnej innej) - chyba, że kontekst rozmowy tego wymaga. Jeśli interesuje Cię zareklamowanie się na blogu, to po prostu zajrzyj do zakładki "Współpraca".

Popularne posty