Challenge accepted! Dostałem od Ramy fajną przesyłkę. Gustowną drewnianą skrzyneczkę, a w niej: nowy produkt "Rama Smaż jak szef kuchni", musztardę, ciecierzycę w puszce i pieprz. Bardzo ciekawy pieprz, nie w kulkach, tylko w 2-3 cm strąkach, tzw. długi pieprz z Indonezji. Fajna rzecz. I misję dostałem taką: słuchaj ziomek, dokup co trzeba i stwórz takie danie żeby Twoim czytelnikom kapcie pospadały. Dwa razy takich rzeczy mi powtarzać nie trzeba. Dokupiłem włoszczyznę, mięso, parę innych drobiazgów i zrobiliśmy razem z A. pyszną zupę gulaszową. Bo - jak zapewne wiecie - zupy to jest coś, bez czego życia sobie nie wyobrażam. Różne rzeczy mogłyby nie istnieć, ale bez zup świat byłby smutny.
Zanim więc przejdziemy do przepisu wspomnę jeszcze, że "Rama Smaż jak szef kuchni" to miks olejów rzepakowych i słonecznikowych, dobrany tak, żeby smażyć w wysokich temperaturach bez żadnego pryskania. Powiem Wam, że całkiem dobrze nam się na tym smażyło. W dodatku posiada jeszcze jedną fajną cechę. Często, jak coś smażę, zastanawiam się czy olej już ma właściwą temperaturę. Nie jest za zimny? A może zaraz już go przegrzeję? Tutaj ten dylemat odpada. Jak głosi napis na butelce: "Gdy znikną bąbelki osiągnąłeś idealną temperaturę do smażenia". Mi się podoba :)
Ale dosyć tego, wiem, że czekacie na zupę. Zatem, bez zbędnej zwłoki mówię jak się sprawy mają.