Nie ma gorszego raka niż strony internetowe z przepisami. Wpisujesz w google "proste dania dla studentów". Oto pierwszy wynik: "Makaron z boczkiem i cebulą". Myślisz sobie: spoko, zrobię.
Składniki:
- makaron ze szwajcarskiej mąki mielonej sposobem tradycyjnym
- boczek z dzikich świń z Afryki
- łzy brazylijskiego noworodka
- kryształ z serca góry Uga Buga
- cebula rotszwalcka wyhodowana w ziemi torfowej
- sól himalajska
Sposób przygotowania: Cebulę posiekać dobrze naostrzonym mieczem samurajskim, dolać dokładnie 3,79 kropli łez noworodka, boczek podsmażyć smoczym oddechem, a makaron gotować we wrzącej wodzie we własnych ustach. Na koniec posolić. Tylko nie uronić ani kryształka, bo nieszczęście gwarantowane.
I, w mordę, 90% przepisów tak wygląda w tym internecie, i oczywiście nie da się przygotować czegokolwiek, jeśli ktoś znajomy ci nie powie jak. Internet to niby taki wspaniały wynalazek, a nie da się tam znaleźć jednego normalnego przepisu.
Nie inaczej będzie tym razem. Zamiast zrobić sobie zwykłą tam tostowaną kanapkę (jak każdy przyzwoity, uczciwie pracujący człowiek) to wymyślili sobie tostowaną drożdżówkę! I to żeby po prostu z pomidorami. Gdzież! Z karmelizowanymi! I lody do tego, bo jaśniepaństwu się w tyłkach poprzewracało. I co, może jeszcze listek mięty do tego? W zasadzie czemu nie.